Responsibility vs charms.
Nieodłącznym elementem, każdej przeprowadzki jest znalezienie "wszystkiego od nowa", bo przecież każda przeprowadzka to nowy START. Odkąd jesteśmy razem, przetrwaliśmy już cztery takie przeprowadzki. Przeprowadzka sama w sobie jest WYCZERPUJĄCA, lecz to uczucie to dopiero początek każdej z nich.
Przeprowadziliśmy się ostatnio, bo w lipcu tego roku. Była to szalona przeprowadzka. Musieliśmy uwijać się ze wszystkim szybciej niż zazwyczaj (zapamiętam tę do końca życia). W momencie, kiedy jesteśmy już rozpakowani i ogarnia Nas poczucie zadomowienia się, zaczynam DZIAŁAĆ.
Przeszukuje internet w znalezieniu lekarzy, siłowni, przedszkola czy fryzjera dla Naszej suni. W tym przypadku było łatwiej, niż wydawać się mogło. Mieszkamy w bardzo dobrze usytuowanym osiedlu. Na Naszej dzielnicy mamy wszystko blisko, "pod ręka". Od sklepu mięsnego, czy całodobowej apteki, poprzez przychodnię i bibliotekę aż po siłownię. Mamy również fryzjera dla psów tzw. GROOMER. Ucieszyłam się. Jednak dziś moja euforia zniknęła, pękła jak bańka mydlana.
Kilkanaście godzin wcześniej, zdecydowałam się zapisać tam Raję, Naszą suczkę, na strzyżenie (tylko strzyżenie, bo zazwyczaj kąpie ją sama w domu). Piątek, godzina 9:30 rano jestem w salonie punktualnie na wcześniej umówionej wizycie. Rozmawiam z Panią GROOMER a Raja grzecznie już stoi na stole przypięta w szelki i czeka. Ja w tym czasie, mówię, jakbym chciała, żeby po wizycie Raja wyglądała. Gdy kończę umawiam się na godzinę odbioru, 11:00 (przyznam szczerze, że się zdziwiłam, ponieważ, w żadnym poprzednim miejscu zamieszkania, nigdy wizyta tak krótko nie trwała). Jednak "wyciszam" to uczucie w sobie. Gdy mija godzina, dzwoni do mnie telefon. Spoglądam na ekran, wyświetla się numer z po za książki adresowej. Odbieram i słyszę, że Raję mogę już odebrać. Rzucam więc natychmiast wszystko i ruszam po Nią z jej ulubionym ciastkiem (zawsze taki smakołyk ode mnie dostaje po wizycie). Pukam, wchodzę i na stolę widzę, już innego psa przypiętego do szelek a Raja czeka na mnie już na ziemi. Już na pierwszy rzut oka "coś" mi nie odpowiada ale jeszcze nie wiem co. Raja jest wystraszona i "paraliżuje" mnie swoim wzrokiem. Zauważyła to Pani GROOMER i od razu zaczęła mnie przepraszać, bo przypadkiem zacięła Raję przy goleniu. Opowiada mi :
"NIE WIEM JAK TO MOGŁO SIĘ STAĆ. RAJA BYŁA GRZECZNA I JA NA NIEJ SKUPIONA" (słychać w jej głosie, że jest zdenerwowana)
Przesiąkam tym strachem od trzęsącej się Rai. A Pani GROOMER mówi dalej :
"NIE WIEM JAK TO SIĘ STAŁO, ZDARZYŁO MI SIĘ TO PIERWSZY RAZ"
Patrzę więc w końcu na TĘ ranę ale ocenić jej jakoś nie mogłam bo była czymś grubo wysmarowana, czymś co miało odkazić ranę. Pomyślałam więc :
"MAGDA, USPOKÓJ SIĘ! PRZECIEŻ TA PANI NIE PRZYJMUJE PSÓW NA STRZYŻENIE OD WCZORAJ. OD DZISIAJ PRZECIEŻ NIE MA TEGO SALONU.WIE CO ROBI"
Kiedy przyszło do płacenia, zadość uczynienia wzięła o 10 zł mniej, niż powinna. Tyle więc dałam, myśląc cały czas o tym skaleczeniu. W powrotnej drodze cały czas ją bacznie obserwowałam. Szła dziwnie za blisko mnie, wręcz krok w krok gdzie zazwyczaj ciągnie tak, że mogłaby wyrwać człowiekowi rękę. Mimo wszystko, obserwują ja dalej. Piję wodę, je, śpi. W sumie nic dziwnego. Postanowiłam ją zostawić w domu by odpoczęła. Kilka godzin była sama. Wróciliśmy, cieszyła się jak zawsze, jednak gdy zapanowała w domu cisza, spokój, mąż i dziecko spali, zaczęła się przytulać. Pomyślałam, że jak zazwyczaj bywa, korzysta z chwili kiedy ma mnie tylko dla siebie na wyłączność. Poszłyśmy więc wtulone spać. Poranek, też nic nowego nie przyniósł, nic co mogło by mnie mocno zaniepokoić i zatrzymać z nią w domu. Pojechaliśmy na mecz, jednak mnie nie opuszczało złe przeczucie. Wróciliśmy, cieszyła się bardzo jednak po chwili gdy radość z Naszego powrotu do domu opadła, wzięłam ją na kolana to prawie się popłakałam. Wiecie co zobaczyłam ? Dziurę wielkości 2 cm, z dziwnym obłoczkiem żółto szarym i cieknącą maź. Przeraził się też mąż, który zazwyczaj mówi : nic się nie stało, nie panikuj, poczekaj. Nie zwlekaliśmy, wyszukaliśmy weterynarza i natychmiast po wykonanym telefonie pojechałam z nią na wizytę.
Na początek papierkowa robota, i W KOŃCU KONSULTACJA.
Dowiaduje się podczas wizyty, że część rany ma już martwice, jest zakażona i że pies będzie musiał być na antybiotyku, przeciwbólowych, w kołnierzu i specjalnym kubraczku przez cały czas trwania leczenia. Wyobraźcie sobie moją rozpacz i przerażenie i przede wszystkim zdziwienie lekarza weterynarza, który uświadamia mnie do jak bardzo nie kompetentnej Pani GROOMER poszłam, skoro z takim z kaleczeniem wypuściła mnie z salonu. Uważa też, że dobrze wiedziała o powadzę problemu bo w przeciwnym razie nie tuszowała by tego w taki sposób. Naraziła zdrowie Naszego psa, nas na niepotrzebne przeżycie, również na koszta. Mogła temu przecież zapobiec, mówiąc mi prawdę i od razu kierować do lekarza weterynarza. Skończyłoby się to wtedy na 2-3 szwach. A tak jeszcze, jest obawa przed ewentualnym zabiegiem operacyjnym. Jesteśmy WSZYSCY WYKOŃCZENI.
UROKI przeprowadzki, każda niesie za sobą pewne ryzyko, lecz uważam że za swoje nie kompetencje trzeba zapłacić. ..
A Wy kochani, jak myślicie, co powinnam zrobić w takiej sytuacji ? Po zakończonym leczeniu, które może trwać do 2 miesięcy, wyciągnąć historię leczenia, zgłosić to ? Zrobić może dochodzenie na dzielnicy, czy tej Pani GROOMER zdarzyło się coś podobnego u innego psa ? Czy po prostu pogodzić się tymi "UROKAMI". Może macie jakiś złoty środek, jakieś inne wyjście ? Piszcie śmiało :)
My tymczasem, idziemy czuwać nad Rają, która na chwilę obecną odreagowuje po swojemu.
Trzymajcie się ciepło, i do usłyszenia :)
Przeprowadziliśmy się ostatnio, bo w lipcu tego roku. Była to szalona przeprowadzka. Musieliśmy uwijać się ze wszystkim szybciej niż zazwyczaj (zapamiętam tę do końca życia). W momencie, kiedy jesteśmy już rozpakowani i ogarnia Nas poczucie zadomowienia się, zaczynam DZIAŁAĆ.
Przeszukuje internet w znalezieniu lekarzy, siłowni, przedszkola czy fryzjera dla Naszej suni. W tym przypadku było łatwiej, niż wydawać się mogło. Mieszkamy w bardzo dobrze usytuowanym osiedlu. Na Naszej dzielnicy mamy wszystko blisko, "pod ręka". Od sklepu mięsnego, czy całodobowej apteki, poprzez przychodnię i bibliotekę aż po siłownię. Mamy również fryzjera dla psów tzw. GROOMER. Ucieszyłam się. Jednak dziś moja euforia zniknęła, pękła jak bańka mydlana.
Kilkanaście godzin wcześniej, zdecydowałam się zapisać tam Raję, Naszą suczkę, na strzyżenie (tylko strzyżenie, bo zazwyczaj kąpie ją sama w domu). Piątek, godzina 9:30 rano jestem w salonie punktualnie na wcześniej umówionej wizycie. Rozmawiam z Panią GROOMER a Raja grzecznie już stoi na stole przypięta w szelki i czeka. Ja w tym czasie, mówię, jakbym chciała, żeby po wizycie Raja wyglądała. Gdy kończę umawiam się na godzinę odbioru, 11:00 (przyznam szczerze, że się zdziwiłam, ponieważ, w żadnym poprzednim miejscu zamieszkania, nigdy wizyta tak krótko nie trwała). Jednak "wyciszam" to uczucie w sobie. Gdy mija godzina, dzwoni do mnie telefon. Spoglądam na ekran, wyświetla się numer z po za książki adresowej. Odbieram i słyszę, że Raję mogę już odebrać. Rzucam więc natychmiast wszystko i ruszam po Nią z jej ulubionym ciastkiem (zawsze taki smakołyk ode mnie dostaje po wizycie). Pukam, wchodzę i na stolę widzę, już innego psa przypiętego do szelek a Raja czeka na mnie już na ziemi. Już na pierwszy rzut oka "coś" mi nie odpowiada ale jeszcze nie wiem co. Raja jest wystraszona i "paraliżuje" mnie swoim wzrokiem. Zauważyła to Pani GROOMER i od razu zaczęła mnie przepraszać, bo przypadkiem zacięła Raję przy goleniu. Opowiada mi :
"NIE WIEM JAK TO MOGŁO SIĘ STAĆ. RAJA BYŁA GRZECZNA I JA NA NIEJ SKUPIONA" (słychać w jej głosie, że jest zdenerwowana)
Przesiąkam tym strachem od trzęsącej się Rai. A Pani GROOMER mówi dalej :
"NIE WIEM JAK TO SIĘ STAŁO, ZDARZYŁO MI SIĘ TO PIERWSZY RAZ"
Patrzę więc w końcu na TĘ ranę ale ocenić jej jakoś nie mogłam bo była czymś grubo wysmarowana, czymś co miało odkazić ranę. Pomyślałam więc :
"MAGDA, USPOKÓJ SIĘ! PRZECIEŻ TA PANI NIE PRZYJMUJE PSÓW NA STRZYŻENIE OD WCZORAJ. OD DZISIAJ PRZECIEŻ NIE MA TEGO SALONU.WIE CO ROBI"
Kiedy przyszło do płacenia, zadość uczynienia wzięła o 10 zł mniej, niż powinna. Tyle więc dałam, myśląc cały czas o tym skaleczeniu. W powrotnej drodze cały czas ją bacznie obserwowałam. Szła dziwnie za blisko mnie, wręcz krok w krok gdzie zazwyczaj ciągnie tak, że mogłaby wyrwać człowiekowi rękę. Mimo wszystko, obserwują ja dalej. Piję wodę, je, śpi. W sumie nic dziwnego. Postanowiłam ją zostawić w domu by odpoczęła. Kilka godzin była sama. Wróciliśmy, cieszyła się jak zawsze, jednak gdy zapanowała w domu cisza, spokój, mąż i dziecko spali, zaczęła się przytulać. Pomyślałam, że jak zazwyczaj bywa, korzysta z chwili kiedy ma mnie tylko dla siebie na wyłączność. Poszłyśmy więc wtulone spać. Poranek, też nic nowego nie przyniósł, nic co mogło by mnie mocno zaniepokoić i zatrzymać z nią w domu. Pojechaliśmy na mecz, jednak mnie nie opuszczało złe przeczucie. Wróciliśmy, cieszyła się bardzo jednak po chwili gdy radość z Naszego powrotu do domu opadła, wzięłam ją na kolana to prawie się popłakałam. Wiecie co zobaczyłam ? Dziurę wielkości 2 cm, z dziwnym obłoczkiem żółto szarym i cieknącą maź. Przeraził się też mąż, który zazwyczaj mówi : nic się nie stało, nie panikuj, poczekaj. Nie zwlekaliśmy, wyszukaliśmy weterynarza i natychmiast po wykonanym telefonie pojechałam z nią na wizytę.
Na początek papierkowa robota, i W KOŃCU KONSULTACJA.
Dowiaduje się podczas wizyty, że część rany ma już martwice, jest zakażona i że pies będzie musiał być na antybiotyku, przeciwbólowych, w kołnierzu i specjalnym kubraczku przez cały czas trwania leczenia. Wyobraźcie sobie moją rozpacz i przerażenie i przede wszystkim zdziwienie lekarza weterynarza, który uświadamia mnie do jak bardzo nie kompetentnej Pani GROOMER poszłam, skoro z takim z kaleczeniem wypuściła mnie z salonu. Uważa też, że dobrze wiedziała o powadzę problemu bo w przeciwnym razie nie tuszowała by tego w taki sposób. Naraziła zdrowie Naszego psa, nas na niepotrzebne przeżycie, również na koszta. Mogła temu przecież zapobiec, mówiąc mi prawdę i od razu kierować do lekarza weterynarza. Skończyłoby się to wtedy na 2-3 szwach. A tak jeszcze, jest obawa przed ewentualnym zabiegiem operacyjnym. Jesteśmy WSZYSCY WYKOŃCZENI.
UROKI przeprowadzki, każda niesie za sobą pewne ryzyko, lecz uważam że za swoje nie kompetencje trzeba zapłacić. ..
A Wy kochani, jak myślicie, co powinnam zrobić w takiej sytuacji ? Po zakończonym leczeniu, które może trwać do 2 miesięcy, wyciągnąć historię leczenia, zgłosić to ? Zrobić może dochodzenie na dzielnicy, czy tej Pani GROOMER zdarzyło się coś podobnego u innego psa ? Czy po prostu pogodzić się tymi "UROKAMI". Może macie jakiś złoty środek, jakieś inne wyjście ? Piszcie śmiało :)
My tymczasem, idziemy czuwać nad Rają, która na chwilę obecną odreagowuje po swojemu.
Trzymajcie się ciepło, i do usłyszenia :)
Słyszałam o podobnych sytuacjach np.że pies spada ze stołu i łamie szczękę:((Zawsze jestem z Luckym od początku do końca. Siedzę obok w poczekalni ale mam kontrole nad tym, czy nie dzieje się mu krzywda. Jego Pan dąży groomerki większym zaufaniem. Ale po kolejnym wypadku uswiadomię go,że godzina nas nie zbawi (z reguły nasze podstawowe strzyżenie trwa do godziny). Dużo zdrówka dla psiaka i absolutnie wybierzcie się do groomerki. Niech wie,ze Ty wiesz. Plus komentarz w Internecie. :*Natalia
OdpowiedzUsuńMiało być "darzy" groomerki .. :-)
UsuńMiało być "darzy" groomerki .. :-)
UsuńSłyszałam o podobnych sytuacjach np.że pies spada ze stołu i łamie szczękę:((Zawsze jestem z Luckym od początku do końca. Siedzę obok w poczekalni ale mam kontrole nad tym, czy nie dzieje się mu krzywda. Jego Pan dąży groomerki większym zaufaniem. Ale po kolejnym wypadku uswiadomię go,że godzina nas nie zbawi (z reguły nasze podstawowe strzyżenie trwa do godziny). Dużo zdrówka dla psiaka i absolutnie wybierzcie się do groomerki. Niech wie,ze Ty wiesz. Plus komentarz w Internecie. :*Natalia
OdpowiedzUsuńHej Natalka, gdy tylko mogłam to zawsze z moja również siedziałam, ale to się z czasem zmieniło. .. , teraz przez to i dzięki temu, albo kupie specjalna maszynkę i wybiorę się na profesjonalny kurs i będę sama zajmowała się swoją niunią albo po prostu nie dość , że zrobię najpierw dokładny wywiad o danej Groomer to będę siedziała i nadzorowała. Raja całe szczescie czuje się lepiej ale ubolewa nad tym, że nie spaceruje ze mną chociażby po córę do przedszkola. Czekam więc aż wyzdrowieje i wszystko jej wynagrodzę. Całuje Wasza rodzinke :)
OdpowiedzUsuń