This magic moment.
Dziś wstając rano do córki zobaczyłam jak szybko rośnie. Jaka stała się duża i taka samodzielna, że jest moim "motorem napędowym" każdego dnia.
Uświadomiłam sobie, że miałyśmy ponad 24 godziny wstecz swoją kolejną "miesięcznice". 30 miesięcy razem na tym świecie. Miałyśmy różne chwile i sytuacje jednak każdą wspominam z uśmiechem na twarzy i ze łzami w oczach ze wzruszenia.
Dziś chcę się cofnąć na chwile do początku... Przygotowywałam się na ten dzień i tę chwilę (pewnie jak każda kobieta) przez pełne 9 miesięcy.Rejestrowałam swoje myśli i odczucia, tydzień po tygodniu opisywałam zachodzące zmiany, którym podlegałam ja jak i moja córeczka. Chciałam być świadoma wszystkich rzeczy, przede wszystkim tych które miałam unikać dla jej dobra. Pamiętam jak unikałam między innymi pasztetu z wątróbki, niepasteryzowanego mleka oraz koziego sera czy niedogotowanego mięsa bo istniało ryzyko zarażenia się listeriozą co groziło poronieniem. Pilnowałam się też żebym nie miała kontaktu z kotami, ziemią ogrodową czy żwirkiem kockim bo mogły być źródłem zarażenia toksoplazmozą. O tych wszystkich rzeczach mogłabym pisać i pisać (zrobię to niedługo), jednak ten wpis jest dla mnie "magicznym", ponieważ dziś poczułam, że też "stałam się duża". DOSTAŁAM PRACE.
Czuję się silna. To magiczny moment którym podzieliłam się dziś z moją rodziną po odebraniu córki z przedszkola przy szklance ciepłego mleka. Wierzcie mi, dziś wiem, że żadna próba nie jest zbyt śmiała.
Uświadomiłam sobie, że miałyśmy ponad 24 godziny wstecz swoją kolejną "miesięcznice". 30 miesięcy razem na tym świecie. Miałyśmy różne chwile i sytuacje jednak każdą wspominam z uśmiechem na twarzy i ze łzami w oczach ze wzruszenia.
Dziś chcę się cofnąć na chwile do początku... Przygotowywałam się na ten dzień i tę chwilę (pewnie jak każda kobieta) przez pełne 9 miesięcy.Rejestrowałam swoje myśli i odczucia, tydzień po tygodniu opisywałam zachodzące zmiany, którym podlegałam ja jak i moja córeczka. Chciałam być świadoma wszystkich rzeczy, przede wszystkim tych które miałam unikać dla jej dobra. Pamiętam jak unikałam między innymi pasztetu z wątróbki, niepasteryzowanego mleka oraz koziego sera czy niedogotowanego mięsa bo istniało ryzyko zarażenia się listeriozą co groziło poronieniem. Pilnowałam się też żebym nie miała kontaktu z kotami, ziemią ogrodową czy żwirkiem kockim bo mogły być źródłem zarażenia toksoplazmozą. O tych wszystkich rzeczach mogłabym pisać i pisać (zrobię to niedługo), jednak ten wpis jest dla mnie "magicznym", ponieważ dziś poczułam, że też "stałam się duża". DOSTAŁAM PRACE.
Czuję się silna. To magiczny moment którym podzieliłam się dziś z moją rodziną po odebraniu córki z przedszkola przy szklance ciepłego mleka. Wierzcie mi, dziś wiem, że żadna próba nie jest zbyt śmiała.
Komentarze
Prześlij komentarz